Wspominając Sługę Bożego

Od lewej: bp Stanisław Sygnet, Sługa Boży bp Piotr Gołębiowski, bp Walenty Wójcik

 

Homilia bp. Walentego Wójcika w czasie uroczystości pogrzebowych Sługi Bożego bp. Piotra Gołębiowskiego


Katedra w Sandomierzu, 5 listopada 1980 r.



Wasza Eminencjo, Najdostojniejszy Księże Kardynale, Arcybiskupie Metropolito Krakowski,
Wasza Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie Metropolito Wrocławski,
Ekscelencje Księża Biskupi Ordynariusze i Biskupi Pomocniczy,
Wyżsi Przełożeni Zakonni,
Prześwietna Kapituło Sandomierska, świetna Kapituło Opatowska,
Czcigodni Księża, Drodzy Alumni, Wielebne Siostry,
Stroskana Rodzino,
Szanowni Goście,
Wszyscy Umiłowani w Chrystusie Panu, Bracia i Siostry.
            Śp. ks. Bp Piotr Gołębiowski w testamencie prosił, ażeby w czasie uroczystości pogrzebowych nie wygłaszać żadnych przemówień. Chce tylko ażeby odmówić różaniec. Różaniec odmówiliśmy, ale ufamy, że Dobry Arcypasterz wybaczy nam, jeżeli rzucimy kilka uwag na temat osoby i działalności naszego zmarłego Biskupa. Życie jego jest wielką księgą, obficie zapisaną, ale na wszystkich kartach tej księgi, przewija się wielka osobowość człowieka, osobowość kapłana i osobowość biskupa.
          Urodził się 10 VI 1902 r. w Jedlińsku koło Radomia. Uczęszczał do Państwowego Gimnazjum w Radomiu. Później do Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Jako kleryk wysłany został na studia specjalne, na Papieski Międzynarodowy Uniwersytet Gregoriański w Rzymie. W dniu 12 X 1924 r. przy tym ołtarzu, przy którym odprawia się teraz Msza św. za jego duszę, przyjął wraz ze swoim serdecznym przyjacielem ks. prof. Wincentym Granatem święcenia kapłańskie. Od r. 1928 pracował w tej katedrze jako wikariusz ks. prałata Antoniego Rewery. Następnie mianowany został profesorem seminarium. W 1930 r. ojcem duchownym kleryków. Podczas wojny objął parafię koło Gór Świętokrzyskich Baćkowice. Tam przeżył front. Kościół i parafia uległy zniszczeniu. Proboszcz został wysiedlony. Po froncie, jak wspomniał, pieszo chodził około 50 km do Kielc, by coś uzyskać na pokrycie dachu kościoła. Rozpoczął odbudowę. Niebawem został przeniesiony na stanowisko rektora kościoła Świętej Trójcy w Radomiu, później proboszcza i dziekana w Koprzywnicy. Tam mianowany został kanonikiem gremialnym kapituły katedralnej, potem profesorem seminarium. W roku 1957 przyjął sakrę biskupią jako biskup pomocniczy śp. Bpa Jana Lorka. Po śmierci tegoż Bpa Ordynariusza 1967 r. wybrany został wikariuszem kapitulnym diecezji. W rok potem mianowany administratorem apostolskim. Na stanowisku tym trwał do śmierci.
            To są ramy życia i działalności zmarłego. Był on wybitną osobowością. Miał przede wszystkim wielkie zdolności, wspaniałą pamięć, bystre spojrzenie na rzeczy, chwytanie od razu problemu u jego korzenia. Orientował się od razu we właściwych rozstrzygnięciach. Że się wybijał nad innych świadczy fakt, że r. 1928 Polska Agencja Prasowa ogłosiła jako wielkie wydarzenie, że pierwszy Polak na Uniwersytecie Gregoriańskim, gdzie studiowało tysiące studentów z różnych narodowości, krajów, kontynentów, on zdawał publicznie egzamin doktorski w obecności papieża Piusa XI. Egzamin ks. P. Gołębiowskiego wypadł jak najlepiej. Oceniano go „summa cum laude” – z najwyższą pochwałą. Wrócił po otrzymaniu dwu doktoratów; jednego z filozofii, drugiego z teologii. Był to człowiek silnej woli, prawego charakteru, niezmordowanej pracy. Człowiek zasad. Miał reguły postępowania wysnute z nauki Bożej, z nauki Kościoła, ze zdrowej filozofii i według reguł tych konsekwentnie postępował. Umiał być wytrwały. Umiał być nieustraszony, a jednocześnie, jak pisze ks. Prymas był to człowiek bardzo spokojny, opanowany, zrównoważony, serdeczny, obdarzony darem humoru, człowiek, który umiał się stawiać w położenie innego człowieka i wyrozumieć go. Był to, można powiedzieć, prawdziwy humanista.
            Druga cecha o której wspomnieliśmy, to osobowość kapłańska. Jak wspomniał, już w szkole na sesjach Rady Pedagogicznej charakteryzowano go, że to jest urodzony ksiądz. I rzeczywiście kapłaństwo, było jego stanem najbardziej umiłowanym. Był wspaniałym profesorem. Jakiś czas był wzorowym pracownikiem Kurii. Najwięcej odpowiadała mu jednak praca czysto kapłańska. Tam był najbardziej zadowolony. Tam widział siebie, swoją osobowość. Kapłaństwo cenił jako skarb największy. W testamencie dziękuje P. Bogu za dar wiary, a jednocześnie dziękuje za niezasłużone wybranie do kapłaństwa. Rozumiał, że to łaska Boża i że to talent niepojęty. On chciał ten talent jak najbardziej wykorzystać. Kapłaństwo spędzone w modlitwie, w medytacji, w stałej więzi z Bogiem i w ciągłej łączności religijnej z bliźnim. W seminarium promieniował na kleryków. Alumni darzyli go, jeśli tak można powiedzieć, czcią najwyższą. Są przykłady, że w Niższym Seminarium, gdy uczeń wahał się co do swego powołania, zdecydował wstąpić na rok do Wyższego Seminarium, żeby słuchać nauk ks. P. Gołębiowskiego, żeby poddać się jego kierownictwu duchownemu. To był kapłan, który po zwolnieniu się z pracy w seminarium, czuł się także wspaniale na parafii, gdyż i tam miał warsztat bezpośredniej pracy kapłańskiej. Jako kapłan doceniał znaczenie zakonów. Wraz z ks. prof. Wincentym Granatem zajął się zgromadzeniem założonym przez wspomnianego ks. prałata A. Rewerę, uregulował jego status prawny, opiekował się nim do końca, chciał stale podnosić jego poziom.
            Kapłaństwo cenił Bp Gołębiowski w każdym księdzu. Dokąd tylko można było, ratował u innych kapłaństwo. Jeśli była jakaś iskierka nadziei, że przyjdzie poprawa, że ożywi się łaska powołania, on gotów był uniżyć się nawet, aby kapłaństwo Chrystusowe ocalić. To był kapłan według Serca Bożego. Już jako biskup pomagał ks. Biskupowi Kazimierzowi Kowalskiemu w prowadzeniu Unii Apostolskiej kapłanów, czyli stowarzyszenia mającego na celu uświęcanie i podnoszenie ascezy kapłańskiej. Co roku dla kapłanów organizował rekolekcje zamknięte. Teraz również się cieszył, że na przyszłoroczne rekolekcje ma już przewodników, rekolekcjonistów. Planował szczegóły. Cieszył się, że może służyć kapłanom z całej Polski.
            Bp P. Gołębiowski wyróżniał się jako biskup, jako Pasterz. Był to biskup, w całym tego słowa znaczeniu maryjny. Wyrósł sam, niejako w cieniu sanktuarium sąsiedniej Błotnicy. Obrał sobie jako hasło – „Maria spes nostra” – Maryja nadzieją naszą. Emblemat maryjny umieścił w swoim herbie. Następnie w pracy biskupiej podkreślał znaczenie łaski uzyskanej przez Maryję dla owocności naszej pracy. Wszystkie jego odezwy, wszystkie jego kazania, wszystkie przemówienia nawet komunikaty w akcjach duszpasterskich kończyły się wzmianką o Maryi. Polecał Maryi całą sprawę. Wszystko było przez Niepokalane Serce Maryi. Widać było, że On czuł potrzebę, synowską potrzebę stałego zwracania się do Najlepszej Matki naszej. Maryi zawierzył, zaufał. Gdy przyszyły ciężkie chwile, a mitra biskupia stała się wkrótce dla niego cierniową, gdy przyszły – jak pisze ks. Prymas – niesprawiedliwości, gdy przyszły poniżenia, on ufał Maryi, nawoływał do modlitwy za Jej wstawiennictwem. On składał całą sprawę Bogu przez ręce Maryi. Prosił o modlitwy dla siebie. Często bywał na Jasnej Górze. Ufał, że Maryja zwycięży, powtarzając zdanie kard. A. Hlonda. Jakże się cieszył, że mógł przeprowadzić koronację w sanktuarium Maryjnym w Studziannie, w Wysokim Kole i w Błotnicy. To było jego największe, najbardziej osobiste, najbardziej radosne przeżycie. Jakże się cieszył, że kopia cudownego Obrazu Jasnogórskiego po kilkuletniej przerwie w Radomiu rozpoczęła swą wędrówkę po naszej diecezji. W każdej parafii był przy Obrazie biskup. Biskup towarzyszył w drodze. Nie odstępował ani na chwilkę od Obrazu. To było wielkie dzieło maryjne. W testamencie swoim kończy – Maryi polecając swój los, Ją prosi o wstawiennictwo. Nakazał, ażeby różaniec odmówić nad jego trumną. Maryjność Bpa Gołębiowskiego nie była jakimś uczuciowym tylko wzruszeniem. Miała pogłębienie teologiczne. Jego mariologia łączyła się najściślej z chrystologią. On żył maryjnością. Modlił się w sposób maryjny. To była nie tylko postawa jego ascezy osobistej, jego działania kapłańskiego czy biskupiego. Ale to było jego życie praktyczne, życie kapłańskie i biskupie, w rękach Niepokalanej Maryi. Przy tym był Bp Gołębiowski wielkim mężem Kościoła, prawdziwy „vir ecclesiasticus”. Kościół uważał za swoją matkę. W Kościele widział działającego nadal Chrystusa wśród Ludu Bożego. Uważał, że w Kościele działa także Maryja – Matka Kościoła, tak jak działała w stosunku do Wcielonego Słowa Bożego. Przejawem ducha kościelnego był wielki pietyzm Bpa Gołębiowskiego dla Stolicy Apostolskiej, żywił szczery, głęboki szacunek dla każdego papieża. Pilnie czytał przemówienia papieży. Często powtarzał ich myśli, zdania, interesował się szczegółami życia z historii papieży, często polecał Ojca Świętego modlitwom wiernych. Wiedział, że to jest czynnik bardzo ważny w naszym apostolstwie. Z niezwykłą radością przeżył to, że na Stolicy Piotrowej zasiadł nasz rodak. O świcie pobiegł do kościoła seminaryjnego, aby tam dla alumnów i dla sióstr zakonnych odprawić Mszę św. w intencji Ojca Świętego, ażeby przemówić na temat tego niezwykłego wydarzenia. W dniu16 każdego miesiąca sam osobiście celebrował i przemawiał, gdy tylko siły na to mu pozwalały. Rozumiał, że przez Papieża działa Chrystus. Przy tym wszystkim był to człowiek prawdziwie, szczerze miłujący swoją Ojczyznę. Może nie chwalił się tym, może na zewnątrz tego nie okazywał, ale interesowały go wszystkie sprawy człowieka konkretnego, dzisiejszego. Interesowały go sprawy społeczeństwa, sprawy naszego kraju, sprawy narodu. Dwie miłości: miłość Kościoła i miłość Ojczyzny to były dwie najwyższe zasady w jego życiu. Służył dla Boga w Ojczyźnie. Vir ecclesiasticus, vir Polonus. Cieszył się, że jeszcze mógł zaplanować wyjazd z pielgrzymką do Ojca Świętego na trzy tygodnie. Miał już przygotowane dokumenty podróży, miał bilet. Jutro miał nastąpić odlot. Stało się inaczej. W dniu 2 XI podczas Mszy św. gdy udzielał Komunii św. nagle nastąpił atak śmiertelny. Ofiara spełniła się.
            Dzisiaj żegnamy Cię z bólem, nasz Ukochany Profesorze, Ojcze duchowny, nasz Biskupie, żegnają Cię Twoi uczniowie, Twoi synowie duchowni. Żegna Cię rzesza kapłanów, osób zakonnych. Żegna Cię stroskana Rodzina. Żegna Cię cały Lud Boży Diecezji Sandomierskiej. Niech nadzieja nasza, Matka Niepokalana, dla której tak wiernie służyłeś, byłeś jakby płonącą pochodnią przez dziesiątki lat na terenie naszej diecezji, niech Ona przyjmie Cię przed tron Swojego Syna. Nasze modlitwy pójdą za Tobą. Amen.

(„Kronika Diecezji Sandomierskiej" 74(1981) nr 1-2, s. 28-32)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz