Trwa proces beatyfikacyjny sługi Bożego bp.
Piotra Gołębiowskiego. Jan Paweł II po odczytaniu telegramu o jego śmierci
powiedział „To był święty biskup”.
Sługa Boży bp
Piotr Gołębiowski przyszedł na świat 10 czerwca 1902 r. na ziemi radomskiej, w
Jedlińsku. Uczył się w Radomiu, wstąpił do seminarium duchownego w Sandomierzu
i jeszcze przed święceniami kapłańskimi znalazł się na studiach w Rzymie.
Uzyskał tam dwa doktoraty: z filozofii – w 1925 r., i z teologii – trzy lata
później. Doktorat, w obecności Piusa XI, obronił z najwyższą oceną summa cum
laude. W „czasie rzymskim” bp Paweł Kubicki udzielił mu w 1924 r. w Sandomierzu
święceń kapłańskich.
Po powrocie
do diecezji ks. Piotr Gołębiowski został wikariuszem w katedrze, w latach
1930-41 był ojcem duchownym alumnów. Potem został proboszczem w Baćkowicach,
rektorem kościoła Świętej Trójcy w Radomiu, a w 1947 r. proboszczem i dziekanem
w Koprzywnicy. Po trzech latach znów został profesorem w seminarium. Pius XII
mianował go w 1957 r. sandomierskim biskupem pomocniczym, w 1968 r. zaś
administratorem apostolskim diecezji sandomierskiej. Bp Gołębiewski zmarł w
Nałęczowie w 1980 r., a pochowano go w podziemiach sandomierskiej katedry. Jego
proces kanonizacyjny prowadzi diecezja radomska.
Biskup męczennik
Księża
diecezji sandomierskiej mówili o nim: „biskup męczennik”. Na terenie diecezji
sandomierskiej komunistyczne władze państwowe zorganizowały swoisty – jak pisał
Wiesław Gomułka – „eksperyment”. Polegał on na tym, że postanowiono posłużyć
się konfliktem personalnym w jednej z parafii – w Wierzbicy. Aparat reżimu
wykorzystywał ludzkie emocje i sterował nimi. Domagano się więc – po usunięciu
poprzednich proboszczów – mianowania na proboszcza zbuntowanego wikariusza. 5
listopada 1962 r. nastąpiło porwanie biskupa z sandomierskiej kurii, by w
Wierzbicy zgodził się na tę nominację. Uwolnili go funkcjonariusze milicji
obywatelskiej. Zgodnie ze scenariuszem władz, w prasie pojawiały się artykuły szkalujące
biskupa. Po trzech miesiącach odbył się proces sądowy, w czasie którego
zręcznie przekwalifikowano jego rolę – ze świadka na oskarżonego. Obarczano go
bowiem wieloma zarzutami, nie oszczędzając przy okazji całego Kościoła i
duchownych. Udział władz państwowych w rozniecaniu konfliktu wynikał z głównego
hasła komunistycznej polityki wobec Kościoła, którym była dezintegracja (...).
Rok 1968
przyniósł zakończenie konfliktu. Bp Piotr Gołębiowski, odpowiadając na głosy
tęskniące za jednością Kościoła, nosił się z zamiarem wyjazdu do Wierzbicy. Jak
sam wyznawał, dla sprawy przywrócenia jedności gotów był poświęcić życie.
Odwagi dodało mu stanowisko Prymasa Tysiąclecia. To był naprawdę Wielki
Tydzień. Biskup był świadkiem bicia ludzi przez milicję, a w niego samego
rzucano kamieniami. Ostatecznie zawierzenie biskupa i jego determinacja
przyniosły owoce. Odzyskano budynek kościoła i zaczęto po kilku latach budować
na nowo jedność. Za jego niezłomną postawę dziękowali mu wielokrotnie
kardynałowie Stefan Wyszyński i Karol Wojtyła.
Do końca
życia bp Piotr doświadczał represji ze strony władz państwowych za swą
zdecydowaną postawę w ratowaniu jedności Kościoła i niszczeniu szatańskich
zamysłów rządzących. (...) Tłem czasowym do wydarzeń wierzbickich był trwający
w Rzymie Sobór Watykański II. Biskupowi – w nawiązaniu do jego zdecydowanej
postawy w kwestii Wierzbicy – władze odmawiały wydania paszportu na wyjazd na
sobór. Pozwolono mu wyjechać do Wiecznego Miasta dopiero w 1973 r. Po 38 więc
latach od ostatniego pobytu udawał się do stolicy chrześcijaństwa. Na
korytarzach watykańskich wzbudzał ogromne zainteresowanie. Znamienna była też
jego rozmowa z Pawłem VI. Biskup zapisał taki szczegół rozmowy: „Ojciec św.
powiedział: »Ks. Biskup nie ma względu u władz państwowych«. Gdy nadmieniłem,
że nie byłem na Soborze Watykańskim II, Ojciec św. położył rękę na sercu i
powiedział: »Stąd nikt nie wyrwie Ks. Biskupa«”.
Miłość do Eucharystii
Drogi życia
bp. Piotra Gołębiowskiego – od lat dziecięcych – wyznaczała miłość do Eucharystii.
Po latach wielu z jego dawnych wychowanków wspominało ojca duchownego, który na
auli wykładowej przypominał alumnom zasady pięknego celebrowania Mszy Świętej i
uczył, że ma ona kształtować życie kapłańskie.
Mieszkańcy
parafii, w których posługiwał, zauważyli charakterystyczny szczegół. Po
przybyciu do parafii nowy proboszcz pierwsze swe kroki kierował do kościoła,
przed Najświętszy Sakrament, a dopiero potem na plebanię. Zresztą modlitwa
przed tabernakulum stanowiła stały – i z pewnością uprzywilejowany – punkt dnia
ich proboszcza. Jeśli nie było go na plebanii, to wierni wiedzieli, że trzeba
szukać go w kościele, gdzie się modlił. Jeden z wychowanków bp. Gołębiowskiego,
późniejszy biskup Marian Zimałek, mówił: „W jego słowach słychać było bicie serca,
które kocha Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, a zachowanie świadczyło
o uwielbieniu, czci i wdzięczności, płynącej z głębokiej wiary w rzeczywistą
obecność Chrystusa pod postacią chleba. On był z Nim zjednoczony, był
człowiekiem Eucharystii”.
Zakończenie
jego życia także wiązało się ze sprawowaniem Eucharystii. W Dzień Zaduszny w
1980 r. przyszedł rano do kaplicy sióstr służek Najświętszej Maryi Panny
Niepokalanej w Nałęczowie, by celebrować Mszę Świętą. W czasie udzielania
Komunii Świętej podszedł do jednej z sióstr. Powiedział „Ciało Chrystusa”,
osunął się na podłogę i zmarł. Należy dodać, że w swym życiu modlił się o
śmierć w czasie spełniania posługi kapłańskiej, a w 1968 r. tłumaczył księżom w
Wierzbicy, że nie ma większej łaski dla kapłana, jak śmierć w czasie
sprawowania Mszy Świętej, ale po Komunii.
Wierny sługa Maryi
Bp Piotr
Gołębiowski nazywany był „biskupem maryjnym”. Szczególne nabożeństwo do Matki
Bożej wyniósł z rodzinnego domu. Gdy jesienią 1918 r. szalejąca epidemia tyfusu
dotknęła jego rodzinę, zwłaszcza Piotra, ojciec szukał ratunku u Matki Bożej w
Błotnicy. W rodzinie Gołębiowskich istniało przekonanie, że doświadczyli łaski
za Jej wstawiennictwem Piotr Gołębiowski po latach ofiarował Matce Bożej w
Błotnicy swój biskupi pierścień jako wotum wdzięczności.
(...) Żył
zawsze w szczególnym zawierzeniu Matce Bożej. Wszelkie trudne sytuacje Jej
polecał. Uczył też tego swych diecezjan, tak więc jego maryjna pobożność
promieniowała na innych. Jej polecał bolesną sytuację w rozbitej parafii
Wierzbica. Pojednanie, które nadeszło, uważał zaś za „dzieło Boże,
przeprowadzone przez pośrednictwo Maryi, której stale polecaliśmy ranę Wierzbicy”.
(...)
Swoistą
nagrodą dla biskupa było nawiedzenie kopii Obrazu Jasnogórskiego w diecezji
sandomierskiej, a zwłaszcza jego rozpoczęcie w Radomiu, w dniu 18 czerwca 1972
r. Komuniści uwięzili na Jasnej Górze Obraz Nawiedzenia, który, pobłogosławiony
przez Piusa XII, według zamysłu Prymasa Wyszyńskiego, miał odwiedzić każdą
parafię. Po Polsce wędrowały więc dalej puste ramy i maryjne symbole. Tak też
miało być w diecezji sandomierskiej. Obraz został jednak potajemnie wywieziony
z Jasnej Góry przez księży Józefa Wójcika i Romana Siudka oraz siostry służki
NMP Niepokalanej z Mariówki: Marię Kordos i Helenę Trętowską, za wiedzą bp.
Gołębiowskiego.
W dniu
rozpoczęcia nawiedzenia Prymas Polski prosił biskupa, jadącego od strony
Lublina tuż przed samochodem z symbolami maryjnymi, by przyjechał zaraz do
Radomia. Tam na plebanii biskup zobaczył Obraz, obok którego stali obaj polscy
kardynałowie. Prymas zapytał wówczas bp. Piotra czy weźmie odpowiedzialność za
powracający Obraz Nawiedzenia. Biskup odpowiedział: „Jest to słodka
odpowiedzialność”. Na plac przed dzisiejszą katedrą radomską – ku zdziwieniu i
radości tysięcy zgromadzonych – Obraz Nawiedzenia wnieśli wśród innych
biskupów: kard. Stefan Wyszyński, kard. Karol Wojtyła i bp Piotr Gołębiowski.
Dziś jeden z nich jest święty, dwaj to słudzy Boży.
Dobry pasterz
Odpowiedzialność
pasterska za wiernych cechowała życie i posługę bp. Piotra Gołębiowskiego.
(...) Wielką troskę uwidoczniła praca w Baćkowicach w atmosferze działań
wojennych. Dzielił los swych wiernych w pełnym tego słowa znaczeniu. Przez
parafię przechodziła, a potem zatrzymała się linia frontu. Centrum walk
obejmowało teren parafialny. Większość wiosek parafii spłonęło. Wtedy proboszcz
przygarnął na plebanię około 200 osób i starał się o to, aby miały co jeść.
(...) Nie wahał się występować w obronie mieszkańców. Bywało, że przedzierał
się do okopów, by przygotować na śmierć rannych żołnierzy. Wśród wielu
świadectw tamtego czasu zachowało się i to – pochodzące od jednego z
mieszkańców Baćkowic: „Podczas frontu schroniło się dużo ludzi w jednym z
nielicznych budynków murowanych. Mama była ciężko chora. Zachodziła obawa, że
nie dożyje do wieczora, a za dnia strzelanina nie pozwalała przywołać Księdza
Proboszcza z oddalonej o ok. 300 m. plebanii. Była dopiero 2 godzina po
południu. Nagle staje w progu Ksiądz Proboszcz z różańcem w ręku. Był bardzo
blady... W jego sutannie zauważyliśmy dziury; była przestrzelona w kilku
miejscach. Przyszedł, bo mały chłopiec go powiadomił o ciężko rannej.
Udzieliwszy jej Sakramentów św., mimo naszego tłumaczenia, by został do
wieczora, postanowił wrócić na plebanię, bo tam może ktoś czekać na jego
posługę. Wziął różaniec do ręki, przeżegnał się i poszedł. Kilka razy padał na
ziemię. Zanim skończyliśmy Różaniec, doszedł szczęśliwie” (...).
Ku świętości
Przekonanie
wielu proszących przed laty o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego bp. Piotra
Gołębiowskiego i wielu dziś modlących się o rychłe wyniesienie sługi Bożego na
ołtarze wzmacniają opinie o nim wyrażane przez Jana Pawła II i Prymasa
Tysiąclecia. Jan Paweł II po odczytaniu telegramu o jego śmierci powiedział „To
był święty biskup”.
Ks.
Albert Warso
Ks. Albert
Warso, W cierniowej mitrze, „Idziemy”
(2016) nr 6, s. 26-27.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz