Pasterz troskliwy

Biskup Piotr Gołębiowski był jedynym polskim hierarchą, któremu włądze uniemożliwiły wyjazd na Sobór Watykański II, chociaż otrzymał osobiste zaproszenie od papieża Pawła VI.

Rozpocznijmy tę opowieść od przestudiowania fotografii, ktora przedstawia ołtarz na placu Zwycięstwa w Warszawie. Mszę św. 2 czerwca 1979 roku odprawiał przy nim Jan Paweł II. PIerwszym koncelebransem, stojącym po prawej stronie papieża, był skromny administrator apostolski z Sandomierza bp Piotr Gołębiowski, co świadczyć może nie tylko o wielkim szacunku i uznaniu, jakim darzyli go papież i prymas Wyszyński - chcieli oni także pokazać władzy, że otaczają hierarchę opieką, a wyznaczone mu zadanie bycia rządcą diecezji nie może być kwestionowane.


Papież znał Gołębiowskiego i cenił go. Świadeczą o tym słowa, jakie wypowiedział jeszcze jako metropolita krakowski w czasie uroczystości w sanktarium maryjnym w Błotnicy 21 sierpnia 1977 roku. Jak zaznaczył wówczas, dzięki bp. Gołębiowskiemu "została zażegnana bardzo niebezpieczna dążność do rozbijania jednośći Kościoła katolickiego w naszej ojczyźnie". Nawiązywał do roli, jaką biskup Piotr odebrał w konflikcie w parafii w Wierzbicy. Doszło tam do ostrego sporu między wiernymi a kurią diecezjalną. Lokalny konflikt w tamtych specyficznych realiach został wykorzystany do uderzenia w cały Kościół.

Porwanie

Wszystko zaczęło siędość zwyczajnie, od niesnasek mięzy młodym dynamicznym wikarym ks. Zdzisławem Kosem a jego proboszczem Marianem Bojarczakiem. Biskup Gołębiowski miał pełnić funkcję rozjemcy w tym konflikcie. Był wprawdzie tylko biskupem pomocniczym w Sandomierzu (od 1957 roku), ale ponieważ ordynariusz bp Jan Kanty Lorek ciężko chorował, na bp. Gołębiowskim spoczęło bieżące zarządzanie diecezją. Ważny jest takżę kontekst społeczny tych wydarzeń. Parafia pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Wierzbicy pod Radomiem obejmowała kilka wsi. Po wojnie zaszły tam wielkie zmiany. W pobliżu zbudowano cementgownię, a pracę w niej podjęło wielu przyjezdnych. Nowi mieszkańcy Wierzbicy mieli stać się głównymi aktorami konfliktu, który prawdopodobnie udałoby się opanować, gdyby nie włączyły sięw niego władze.

20 października 1961 roku ks. Kos poprosił, aby przeniesiono go do Radomia, lecz biskup wybrał dla niego inne miejsce. Kapłan nie posłuchał ordynariusza i zmobilizował swych dotychczasowych parafian. 26 lutego 1962 roku wrócił do Wierzbicy, owacyjnie witany przez swoich zwolenników. Konsekwencją jego powrotu było porwanie proboszcza i odstawienie go do kurii w Sandomierzu. Zachowanie to spotęgowało konflikt. Część parafian nie zgodziła się na zaproponowanych przdz kurię dwóch kolejnych proboszczów i domagała się nominacji dla ks. Kosa. W tej sytuacji bp Gołębiowski raz jeszcze próbował wszystko wyjaśnić z ks. Kosem. Do ich spotkania doszło w Sandomierzu 5 listopada 1962 roku. Wikaremu towarzyszyła kilkusetosobowa grupa parafian z Wierzbicy. Przyjechali 34 taksówkami, dwoma autobusami i pociągiem. Domagali się natychmiastowego mianowania ks. Kosa ich proboszczem. Biskup opierał się, co rozsierdziło ludzi. W powietrzu słychać było krążące przekleństwa i złorzeczenia. W pewnym momencie kilku mężczyzn wyciąnęło bp. Piotra z budynku kurii, wsadziło do jednej z taksówek i odjechało z nim w stronę Wierzbicy. Miał tam przebywać tak długo, aż podpisze nominację proboszczowską dla ks. Kosa.ll Hierarcha leżał w taksówce skrępowany na podłodze, dociskany butami przez buntowników. Przerażony rozmowej wypadków biskup Lorek poprosił prokuraturę o uwolnienie porwanego. Milicja zatrzymała porywaczy dopiero w rejonie Ostrowca Świętokrzyskiego. Następnego dnia zwolennicy ks. Kosa ogłosili zerwanie ich parafii z kurią diecezjalną w Sandomierzu.

Wierzbicki eksperyment

O wydarzeniach stało się głośno w całym kraju. Zarówno władze partyjne, jak i bezpieka postanowiły wykorzystać tę sytuację dla własnych celów. Manipulując zbuntowanymi parafianami, odwołano się wprost do bolszewickiej taktki rozbijania Kościoła od środka, co w Rosji realizowano poprzez działania tzw. Żywej Cerkwi, ruchu rozsadzającego strukturę kościelną i buntującego prawoslawne parafie przeciwko hierarchii. 26 stycznia 1963 roku Urząd ds. Wyznań w Warszawie zarejestrował związek wyznaniowy o nazwie Niezależna Samodzielna Parafia Rzymskokatolicka w Wierzbicy. Należało do niej blisko 85 proc. parafian. Była to bezprecedensowa ingerencja w sprawy wewnętrzne Kościoła katolickiego. Odtąd najwyższą władzę w parafii w Wierzbicy stanowiło zgromadzenie parafialne, wybierające radę, która dokonywała wyboru proboszcza i zawierała z nim kontrakt o pracę. Także to rozwiązanie stanowiło kopię obcych wzorców, gdyż w Związku Sowieckim każda parafia, zarowno prawosławna, jak i katolicka, była zarządzana przez radę parafialną, tzw. dwadcatkę, składającą się z 20 osób aprobowanych przez władze. Rada wybrała ks. Kosa na proboszcza, a adminsitracja wyznaniowa pozwoliła mu przejąć budynki parafialne oraz świątynię. Wkrótce w dwóch następnych diecezjach Urząd ds. Wyznań zarejestrował kolejne "niezależne parafie". Warto dodać, że w tym czasie, kiedy władze nadawały osobowoć prawną zbuntowanym parafiom, pozbawiony jej był Kościół Rzymskokatolicki w Polsce.

Po tych wydarzeniach podziały w Wierzbicy utrwaliły się jeszcze bardziej. Wierni, którzy zachowali jedność z Kościołem, gromadzili się w prywatnym mieszkaniu, gdzie powstała mała kapliczka. Księży, ktorzy do nich dojeżdżali, karano grzywnami lub aresztem. Opisując tamtą sytuację, bp Zygmunt Choromański, sekretarz Episkopatu, w piśmie do Urzędu ds. Wyznań z kwietnia 1964 roku stwierdził: "W Wierzbicy katolicy wierni Kościołowi są wyjęci spod prawa, są szykanowani i maltretowani, a zbuntowane elementy cieszą się nie tylko bezkarnością, lecz jeszcze opieką - nawet milicji". Z powagi sytuacji zdawal sobie sprawę kard. Stefan Wyszyński. 28 maja 1964 roku pojechał do Wierzbicy, aby - na polecenie Pawła VI - wesprzeć wiernych uznających władzę kościelną, którzy nie chcieli podporządkować się dyktatowi większości. Stojąc między zabudowaniami gospodarczymi, wygłosił kazanie, a wokół niego zgromadziło się 12 tys. ludzi. Przekazał im pozdrowienia od papieża i zaapelował, aby nie ustawali w staraniach o odzyskanie kościoła, skradzionego przez grupę ks. Kosa.

Wielki Tydzień biskupa Piotra

7 kwietnia 1968 roku, w Niedzielę Palomową, w Wierzbicy pojawił się biskup Gołębiowski. Zamieszkał kątem u wiernych, gdyżna plebanii nie było dla niego miejsca. Występował w nowej roli, na początku stycznia 1967 roku zmarł bowiem bp Lorek, a Paweł VI w lutym 1968 roku wyznaczył go na administratora apostolskiego diecezji sandomierskiej z pełnymi prawami biskupa diecezjalnego. Jednak władze do końca życia bp. Gołębiowskiego nie uznały jego nominacji na rządcę diecezji. Był więc jedynym administratorem apostolskim w centralnej Polsce. Jadąc do Wierzbicy, wiedział, że może się tam spotkać z wrogim przyjęciem części mieszkańców. Przygotował się nawet na śmierć. W Wielki Piątek, z racji tego, że nie miał dostępu do świątyni, biskup rozpoczął liturgię w ogrodzie plebańskim. Zgromadzli się wokół niego wierni nieuznający władzy suspendowanego kapłana, a zwolennicy ks. Kosa spotkali się poza ogrodem. Parodiowali oni sakramenty święte, lżyli biskupa i wiernych. Później rzucali w stronę modlących się nie tylko ciężkie słowa, lecz także kamienie. Pomiędzy grupami rozpoczęła się regularna bijatyka. W końcu grupa z biskupem na czele weszła do kościoła, skąd wyprowadzono ks. Kosa i dwóch sprowadzonych przez niego duchownych. Oznaczało to kres istnienia "niezależnej parafii".

Dwa dni wcześniej prymas Wyszyński dekretem nałożył na zbuntowanych duchownych klątwę [oficjalne wyłączenie ze społeczności kościelnej - przyp. red.] jako "zdrajców świętej wiary rzymskokatolickiej". Wielkanoc 1968 roku po raz pierwszy od sześciu lat była w Wierzbicy celebrowana wspólnie, pod przewodnictwem biskupa. Ogłosił się on proboszczem parafii i prez następne lata czuwał nad pełnym przywroceniem jej do jedności z Kościołem. Biskup Gołębiowski jeszcze pieć lat musiał czekać, aby władze zgodziły sięna jego wyjazd do Rzymu. Jego nominacji na ordynariusza sandomierskiego nigdy jednak nie uznały.

Duchowny zmarł 2 listopada 1980 roku, po przyjęciu Komunii w czasie Mszy św. odprawianej w kaplicy domu Sióstr Służek NMP Niepokalanej w Nałęczowie. Został pochowany w sandomierskiej katedrze. W 1994 roku w prafii w Jedlińsku, gdzie w 1902 roku został ochrzczony, rozpoczał się jego proces beatyfikacyjny, prowadzony przez diecezję radomską. Utrwalił on niezwykłe przymioty duchowe skromnego i dzielnego hierarchy, męczennika poniewieranego przez władze komunistyczne, szkalowanego w mediach i obrzucanego kamieniami. Fascynująca jest zwłaszcza jego maryjna pobożność, wyrażająca się w biskupim zawołaniu "Maryja spes nostra" (Maryja naszą nadzieją). Być może obok prymasa Polski i kardynała Wojtyły biskup Gołębiowski był najbardziej maryjnym polskim biskupem w tamtym czasie. Kiedy w 1991 roku do Radomia przyjechał Jan Paweł II, fragment swego wystąpienia poświęcił bp. Piotrowi, dziękując za "pasterską troskę" w czasie rozwiązywania konfliktu w Wierzbicy.

Źródło: Andrzej Gajewski, Pasterz troskliwy, w: Gość Niedzielny nr 2/15.01.2023, s. 36-27.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz